Nowe Ateny

Nowe Ateny — zbitka barwnych i oryginalnych cytatów z dzieł zapomnianych — anegdot z towarzystw wszelkiego autoramentu — literackich plotek różnej akuratności. Mądrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, jak mawiał Benedykt Chmielowski. Więcej informacji?

Czy wierzy pani w duchy?

Z Moich wspomnień o życiu towarzyskim w Warszawie pisarki Pauliny Wilkońskiej:

— Ha!… A wiesz pani, że Dominik [Magnuszewski] był spirytystą i wierzył w duchy? Opowiadał nam z wiarą całą, że siedząc w nocy przy biurku, tworzył i pisał. Wtem dreszcz przejął go nagle. Mimowolnie podniósł oczy, spojrzał… blisko niego biała stanęła postać. Poznał matkę, którą kochał bardzo… miała wyraz twarzy anielski, była uśmiechnięta. Porwał się, wyciągnął ręce… Widzenie znikło i na wpół zemdlony upadł na krzesło. W dni kilka potem odebrał wiadomość, że matka umarła.

— Słyszymy nieraz o podobnych wypadkach.

— Czy pani wierzysz w ukazywanie się duchów? — zapytał mnie obecny Bogdan Dziekoński.

— Nie mam bezwzględnej wiary w duchy, ale jej też i bezwzględnie nie odpycham wcale. Nie należę do mistyków, lecz wyznaję szczerze, że mnie ten właśnie mistycyzm szczególniej pociąga.

— Jak bardzo wielu, lubo że nie wszyscy do tego przyznają się radzi. Wszystko, cokolwiek niełatwo wytłumaczyć sobie potrafimy, wrodzony dla natury ludzkiej ma urok.

— Nazywają to chorobliwością umysłu, rozgorączkowaną fantazją. Ale przypuśćmy, że podobne wypadki, jak śp. Dominika Magnuszewskiego, bywają wynikami rozgorączkowania władz umysłowych, to skądżeż właśnie takie wzięło się widzenie? Jeżeli powiemy: było to przeczucie, to wszakże i przeczucie jest także czymś nadzwyczajnym. Zatem są dziwy na niebie i na ziemi, o jakich ani się śniło filozofom naszym!

— A których i najmędrszy myśliciel nie chciałby odgadnąć i wyrozumować… bo nie potrafi!

Bogdan Dziekoński — obok wielkiej nauki i rozumu — był marzycielem, był mistykiem, a dowiódł tego i później, przylgnąwszy całą duszą do towianizmu.

— Toćże i nasz Czacki — zagadał jeszcze Wójcicki — którego nikt zapewne o marzycielstwo i mistycyzm nie posądziłby nigdy, także miał ciekawe widzenie. A było to w południowej godzinie, przy jasnym świetle słonecznym. Stolik, przy którym pisywał zwykle, stał przy oknie. Siedział przy nim właśnie i pisał, gdy nagle padł cień na papier. Spojrzał w okno i zobaczył poza nim przyjaciela od serca, Ignacego Potockiego, z którym zawsze jednych był myśli i uczuć. Porwał się z radością i wybiegł, by kochanego powitać gościa. Nie było nigdzie powozu i nikogo nie widział. Obiegł dom wkoło. Zawołał na służbę i o pana Potockiego dopytywał. Nikt go nie widział. “Jak to? przecież przybył! Na własne widziałem go oczy!” Upragnionego gościa jednakże nie było nigdzie. A w dni kilka później nadeszła wiadomość o jego zgonie.

Opowiadanie to dziwne na Dziekońskim zrobiło wrażenie.

22 I 2014 # # # # #

Kwestarz Tadeusz Czacki

Z eseju Ryszarda Przybylskiego Krzemieniec. Opowieść o rozsądku zwyciężonych jeszcze jeden fragment o zbierającym pieniądze na Gimnazjum Wołyńskie, czyli Liceum Krzemienieckie Tadeuszu Czackim:

Czacki bardzo dobrze wiedział, od kogo zbiera pieniądze. Przyjmował więc gotówkę i zapisy. Wsadzał swój nos w każdy kąt. Odwiedzał domy obywateli. Zjawiał się na kontraktach, stałych zjazdach właścicieli ziemskich w celach handlowych. Systematycznie informował Kołłątaja o wynikach tej zbiórki. Oto jeden z przykładów.

Ofiary — pisał w liście z 12 września 1803 roku — hojnie pomnażają się. Ostrogski powiat to samo zrobił, co krzemieniecki. Zebrany tam fundusz na Gimnazjum 1200 zł co rok. W Zasławiu aptekarz za ostrogską i zasławską aptekę dał 500 zł co rok. Książę Janusz Sanguszko, oprócz tego, co da na szkołę powiatową, dał 2000 co rok na Gimnazjum. Ksawery Malczewski 1000 zł co rok, tyleż na podolskie gimnazjum. Opat Dermański dał 5000 zł co rok. Inni idą za tym przykładem.

Oczywiście różnie bywało.

Większa część obywateli — wspomina Antoni Andrzejowski — podziela szlachetne widoki Czackiego i chętnie piękne fundusze porobili. Wielu niechętnie dawali, a znalazło się wielu i takich, co krociowe licząc majątki, składki zupełnie odmówili.

Czasem Czacki narażony był nawet na upokorzenia, które dzielnie znosił. Dobro, które tworzył, czyniło go wzniosłym. Książki do gimnazjalnej biblioteki zbierał wszędzie i u wszystkich bez opamiętania. Potrafił obarczyć swoją duszę ciężkim grzechem. Opowiadał niejaki Bykowski, że na miejscu jakiegoś cennego foliału w berdyczowskim klasztorze karmelitów znalazł karteczkę sporządzoną przez miejscowego łacinnika: “Th. Czacki svistavit pro publico bono”.

06 I 2014 # # # #

O Tadeuszu Czackim

Z eseju Ryszarda Przybylskiego Krzemieniec. Opowieść o rozsądku zwyciężonych fragment o Tadeuszu Czackim:

Był […] Czacki osobliwością znaną naszej szlachcie. W czasach niepodległości Trybunał, “najwyższa dawnej Rzeczypospolitej władza sądownicza”, który działał “publicznie przy zgromadzonych słuchaczach”, na swoich posiedzeniach miewał często nadzwyczajnych gości. Chyba w roku 1784 Trybunał Lubelski podejmował aż dwie znakomitości: króla Stanisława Augusta i Tadeusza Czackiego, “którego poprzedziła sława obszernej nauki, osobliwie w skarbowych i prawnych przedmiotach”.

Kto znał Tadeusza Czackiego — czytamy w Pamiętnikach Kajetana Koźmiana — przypomni sobie, że potrzebował wielkiej mocy, aby po raz pierwszy go ujrzawszy, widząc jego powierzchowności nieustanne roztargnienie, kręcenie się, wyginanie, przy krótkim, prawie do ślepoty zbliżonym wzroku, nie ubliżył tak znakomitemu z talentów, z obszernej nauki, z niezmierzonej erudycji i zasług krajowych mężowi. Trybunał oddał mu cześć należną. Deputaci ruszyli z miejsca, krzesło mu przysunięto…

Niby dziwak, ale nie podziwiać go nie sposób. Tak też zapewne bywało, kiedy później jako wizytator i w gruncie rzeczy kwestarz zjawiał się w szkołach i klasztorach, dworach i pałacach. Co prawda, Kresy słynęły z obfitości oryginałów, których tam zresztą lubiono, ale w tym wypadku miły cudak przemieniał się godnego szacunku statystę. Skołowanej szlachcie przekonująco podsuwał zadania na najbliższą przyszłość. Po jego odjeździe oddychali z ulgą zadowoleni, że nie odwiedził ich polityczny szaleniec, lecz rozsądny kalkulator. Karol Sienkiewicz, który nasłuchał się opowieści o Czackim, kiedy pobierał nauki w Gimnazjum Wołyńskim w latach 1810-1812, pisał:

Główny cel misji, który Czacki sobie przyswoił, którym umysły niewolił, zmierzał do tego, aby edukację nie zamykać tylko w murach szkolnych, ale ją wiązać, spokrewnić z potrzebami kraju, z nakazem obywatelstwa, z obowiązkami całego życia. Kazał po szkołach wznowić utrzymywanie zapisów statystycznych, meteorologicznych, historycznych, wprowadzić naukę ogrodnictwa. […] Podawał kapelanm szkolnym materie do kazań. Nakłaniął popów, aby dzieci swoje do szkół oddawali. Marszałkom zalecał, aby na publicznych egzaminach bywali i aby do wyborów ci tylko byli przypuszczeni, którzy szkoły pokończyli. Słuchano go jak wyroczni. Czynem swoim, [czyli rangą] tajnego sowietnika [radcy tajnego] imponował policji. Nauką, odwagą i natarczywością — wszystkim.

28 XI 2013 # # # # #